Weir pierwszy film nakręcił w 1971 roku, więc już trochę w tej branży siedzi i przez ten czas kilka niezapomnianych tytułów stworzył. Jest coś takiego klimatycznego w tych jego opowieściach, że chce się do nich wracać. Kiedyś często przypominałem sobie "Swiadka", ostatnio bardziej mi zapadł w pamięć "Master and commander". Film bez blockbusterowych efektów, ale za to z tą domieszką kinowej magii, która pozwala opowiadaną historię przeżywać a nie tylko biernie obserwować.
Trochę niesprawiedliwie mówi się że jest to film z Colinem Farrellem, bo owszem, on tam gra i to nawet ciekawie, ale jest to tylko jedna z wielu postaci i to wcale nie pierwszoplanowa.
Film z klimatem, jakich ostatnio niewiele.
Zapomniałem o ciekawostce: kupiłem właśnie skuszony entuzjastycznymi opiniami książkę "Shantaram" Gregory'ego Davida Robertsa - awanturniczą autobiografię (z opisu: Szeroko zakrojona powieść przygodowo-podróżnicza z akcją w Indiach. Opowiada prawdziwą historię samego autora: buntownika i pisarza, będącego na bakier z całym światem. Po brawurowej ucieczce z australijskiego więzienia znajduje schronienie w slumsach Bombaju, gdzie pracuje jako lekarz, a potem, wciąż niesyty wrażeń, wiąże się z miejscową mafią. Powieściowy majstersztyk: inteligentny, sensacyjny, romantyczny, zabawny, pełen szczegółów z życia codziennego w Indiach. Pochwała mądrości cywilizacji Wschodu, która potrafi przynieść ukojenie, jakiego próżno szukać na Zachodzie.)
I właśnie zauważyłem, że Peter Weir już ją ekranizuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz