Ze zdziwieniem przeczytałem w dzisiejszej Rzeczpospolitej, że po raz drugi najlepiej zarabiającym pisarzem wg magazynu Forbes został James Patterson. Z wynikiem 84 mln dolarów zarobił w zeszłym roku więcej niż razem wzięci Stephen King, Stieg Larsson, John Grisham i Dan Brown, prawie dwa razy tyle co druga na liście Danielle Steel. "Kto to, ku*wa, jest?" - nasunął mi się cytat. Trochę się książkami interesuję, czytam nawet niektóre a tu niespodzianka. To pytanie nie dawało mi spokoju, bo nie lubię niespodzianek.
A oto czego się dowiedziałem:
Patterson to były dyrektor sporej agencji reklamowej, który z pisania zrobił dobrze prosperujący biznes. Od 1976 roku wydał 70 powieści. Zatrudnia podpisarzy wyrobników, którym wręcza kilkudziesięciostronnicowy plik fabuły do rozpisania i uszczegółowienia, następnie sprawdza to, poprawia i publikuje. Twierdzi, że interesuje go tylko opowiadanie historii, stylizację zostawia innym. Śledzi trendy i się w nie wpasowuje. Zaczął od serii kryminałów z Alexem Crossem, potem wypuścił oddzielną serię kryminałów dla kobiet (?), serię fantasy, trochę młodzieżówek, komiksy.
Troszkę to przerażające, albowiem coraz bardziej od twórczości, której jednak podświadomie oczekujemy od pisarzy, przechodzimy do wyrobnictwa i masówki na skalę wręcz chińską. Po raz kolejny zamiast potrzeby tworzenia jest potrzeba zarobku, marketing i postrzeganie klienta przez jego portfel. Straszne.
Może jestem niesprawiedliwy, w końcu nie przeczytałem nic autorstwa tego gościa, ale znajomość jego warsztatu jakoś mnie zniechęca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz