niedziela, 13 lipca 2014

A gdy sflaczeją bicepsy...

Arnold Schwarzenegger w kinie obecny jest od 1977 roku. Wydawałoby się, że przez ten czas zdołał chociaż trochę ogarnąć warsztat aktorski, szczególnie, że dorobek filmowy całkiem spory, a większość ról jednak pierwszoplanowa. Niestety ostatnie osiągnięcia filmowe byłego pana gubernatora wcale na to nie wskazują. Zarówno "Escape plan" jak i tegoroczny "Sabotage" pokazują, że chyba przez czas gubernatorowania Arnold całkowicie zardzewiał nie tylko fizycznie ale również aktorsko. Jedyne co mu jeszcze w filmie wychodzi to poza z cygarem w zębach.
A "Sabotaż" jako film poza głównym bohaterem przyciągnął jeszcze sporo znanych twarzy (chociaż w większości serialowych, ale za to z górnej półki), ale na niewiele to pomogło. Po raz kolejny sprawdziło się, że jeżeli ta sama osoba reżyseruje, pisze scenariusz i produkuje to bardzo łatwo o brak obiektywizmu dla własnych dokonań i spłodzenie bubla.
Powstał więc film miałki, nudny, nieprzekonujący. Właściwie to warto poprzestać na obejrzeniu trailera, bo pozostałe 100 minut i napisy można sobie darować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz