niedziela, 5 grudnia 2021

Nie młodość, lecz klasa i doświadczenie

 Obejrzałem jeden po drugim dwa filmy, które mimo kilku cech wspólnych różnią się od siebie diametralnie. W każdym z nich aktor/aktorzy pierwszoplanowi również napisali i wyprodukowali historię. Każdy jest wysokobudżetowym widowiskiem. I na tym podobieństwa się kończą. A różnice?

"Venom - Let there be carnage" zagrany, napisany i wyprodukowany przez Toma Hardyego (którego bardzo sobie cenię) to jednak kolejna marvelowska papka dla oczu, uszu i mózgu, która krótko po seansie wypada z pamięci. Kilka zabawnych kwestii, prosta historia, dużo efektów specjalnych. Nic nowego, to wszystko już widzieliśmy. Miałbym właściwie zmarnowane popołudnie gdyby nie drugi film.

Sir Ridley Scott ma 84 lata i nie zwalnia tempa. W tym roku wyreżyserował dwa filmy - historię rodziny Guccich i "The last duel". Ten drugi właśnie mocno podbudował moją wiarę w kondycję światowego kina. To jest kino, jakiego oczekuję. Dopieszczona w szczegółach historia, świetnie napisana i zagrana, znakomicie wizualnie pokazana - to chyba jest wizytówka Scotta. Dopiero w napisach końcowych dowiedziałem się, że Matt Damon i Ben Affleck nie tylko zagrali, ale również napisali scenariusz i wyprodukowali ten film. I chwała im za to. Już raz jako duet scenarzystów dostali Oscara ("Good Will hunting"). Do obsady dobrali sobie Adama Drivera, bardzo mi się spodobała jego kreacja. Nie będę pisał o czym jest ten film, bo to ten rodzaj, do którego warto podejść bez wcześniejszej wiedzy, ale z całego serca polecam. Zapada w pamięć. Scott już wcześniej pokazał, że doskonale się czuje w klimatach widowisk historycznych (Gladiator, 1492: Conquest of paradise, Robin Hood, Kingdom of heaven). Całości dopełniają zdjęcia Dariusza Wolskiego i muzyka Harry'ego Gregsona-Williamsa.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz