poniedziałek, 10 września 2012

Marsjanie, których nie było

Uświadomiłem sobie właśnie, że Marek Oramus to obok Alfreda Bestera i J.R.R. Tolkiena jeden z trzech autorów, którzy spowodowali, że zacząłem czytywać fantastykę. Jego debiutancka powieść "Senni zwycięzcy" zrobiła na mnie spore wrażenie, chociaż nie potrafię sobie już przypomnieć dlaczego.
Pewnie więc z sentymentu kierując się nazwiskiem autora sięgnąłem po "Trzeci najazd Marsjan". Pierwszy najazd to była dziewiętnastowieczna "Wojna światów" H.G. Wellsa (rozpropagowana wielce przez słuchowisko Orsona Wellesa w 1938 roku), drugi to książka braci Strugackich z 1967 roku. Oramus w 2010 wziął się za trzecią odsłonę.
Dziwna to książka, ale od razu musze przyznać, że spodobała mi się, chociaż z zaskakujących powodów. Oramus zaliczany jest do autorów piszących fantastykę socjologiczną. W swoich utworach zaszywa wiele zdumiewająco trafnych przemyśleń i obserwacji naszego społeczeństwa. Tytuł mógłby wskazywać na utarte już w naszej kulturze pierwsze wyobrażenie o najeździe z kosmosu jako ogólnoświatowej wojnie, nierównej walce i innych wrogich i krwawych zmaganiach. Tymczasem oramusowy najazd jest dokonany bezkrwawo. Fascynująco opisał destabilizację naszej cywilizacji bez rozwiązań militarnych. Już sam pomysł wydaje się wystarczająco przewrotny, ale jak jeszcze dołożyć do tego zadziwiająco trafny opis naszych ludzkich cywilizacyjnych słabości to po lekturze zostaje w głowie wiele spostrzeżeń wartych głębszego przemyślenia.
Mimo, iż pozostał mi pewien niesmak związany z tym, że w moim odczuciu opowieść została brutalnie przerwana w połowie i zakończona kilkoma zaledwie stronami podsumowania podczas gdy można było ją pociągnąć jeszcze przynajmniej drugie tyle (objętościowo), to i tak uważam "Trzeci najazd Marsjan" za wartościową choć niedocenioną literaturę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz