niedziela, 18 listopada 2012

Przypomnijmy to sobie hurtowo

Kino hollywoodzkie od pewnego czasu ma zadyszkę i to widać coraz wyraźniej. Albo biorą sie za zaekranizacje gry w statki (a niedługo zapewne również w warcaby albo piotrusia) albo odgrzewają sprawdzone pomysły. Wzbudza to u mnie pewien niesmak, bo ile razy można oglądać ten sam film w różnych odsłonach. Ale takie już amerykańskie podejście, skoro mają do tego prawo to z tego prawa korzystają.
Mamy więc nowe wersje "Footloose", "Sędziego Dredda", "Spidermana", 'Total Recall".
Nowy "Spiderman" jest absolutnie bezosobowy. Zabrakło łobuzerskiego uśmieszku Tobeya Maguire'a. Jest troche efektów robionych pod 3D, ale sensu odgrzewania tego kotleta nie widzę.
Lepiej poradził sobie "Total Recall". Oryginał w reżyserii Holendra Poula Verhoevena jeszcze w czasach przed efektami komputerowymi zaskakiwał nowatorskim podejściem do wizualności obrazu, a pokolenie widzów przyzwyczajone do drewnianego aktorstwa Arnolda Schwarzeneggera traktowało go wówczas jako gwiazdę blockbusterów.
Realizację nowej odsłony ekranizacji opowiadania Philipa K. Dicka "Przypomnimy to panu hurtowo" powierzono oblatanemu w kinie rozrywkowym Lenowi Wisemanowi. Współpracownik specjalisty od dużych widowisk Rolanda Emmericha ma już za sobą reżyserię dwóch części "Underworld" oraz całkiem sprawnie zrobionej czwartej części "Szklanej pułapki". Schwarzeneggera zastąpił sporo mniejszy Collin Farrell. Do obsady dorzucono Jessice Biel i Billa Nighy'ego, a reżyser zwyczajowo już chyba zatrudnił też swoją żonę Kate Beckinsale. Muszę przyznać, że o ile Farrell jako aktor kina akcji mnie nie przekonał to ta drobniutka brunetka zaskakuje możliwościami fizycznymi. Miała dobre przeszkolenie w Underworldach, więc i tu radzi sobie całkiem nieźle.
Współczesne efekty specjalne dzięki komputerom dają filmowcom nieograniczone możliwości. Wiseman korzysta z tego szczodrze. Mamy dużo szerokich i szczegółowych planów, widać ,że sporo pracy włożono w wizualizację. Mniej niestety uwagi poświęcono montażowi i reżyserii aktorów, przez to mamy kilka małych wpadek typu inne ustawienie głowy lub całych postaci przy zmianie ujęcia kamery. Technicznie filmowi niewiele można zarzucić, jest wizualnie niezły i dobrze udźwiękowiony. Mamy smaczek w nawiązaniu do oryginału (scena na kontroli przylotów z kobietą, która mówi "two weeks", ale również dziewczyna z nadmiarowym biustem). Ogólnie jednak odniosłem wrażenie, że reżyser czerpał garściami wzorce z innych sprawdzonych rozwiązań, niewiele dodając od siebie. Kolonia przypomina wizję świata z "Blade runnera" Ridleya Scotta, mamy prawie dosłowne powtórki scen z "Raportu mniejszości", "Ja, robot", "Gwiezdnych wojen" czy "Indiany Jonesa".
Akcja jest wartka, film nakręcony z rozmachem, chociaż mam wrażenie, że w tym wszystkim ginie przesłanie autora opowiadania wygłoszone przez doktora z Rekal, który chwilę później ginie: "czymże jesteśmy, jeśli nie sumą wspomnień?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz