poniedziałek, 14 stycznia 2013

zimno zimno jeszcze zimniej

W sumie to nie wiem, dlaczego przeczytalem tą książkę. Właściwie wszystkie przesłanki wskazywały na to, żeby jej nie czytać.
Wcześniej przebrnąłem przez inny produkt Dana Simmonsa - dwuksiąg "Hyperion" i "Zagłada Hyperiona". Mimo kilku fragmentów, które czytało się rewelacyjnie to ogólnie raczej mnie zmęczył. Więc to chyba jednak nie z uwagi na nazwisko autora.
Tytuł też niespecjalnie zachęcający: "Terror". W pierwszym odczuciu pomyślałem, że to jakieś rozważania na temat podejścia islamistów do kultury zachodu. Nie powiem, żeby mnie ten klimat interesował. A tu niespodzianka! Okazuje się, że to słowo pochodzenia łacińskiego (strach, groza) ma jeszcze inne zastosowania niż to, które nasuwa się człowiekowi teraz. W tym konkretnym przypadku jest to HMS "Terror" - dziewiętnastowieczny angielski żaglowiec trójmasztowy.
Opis z okładki chyba też nie, bo w zasadzie cóż ciekawego może się zdarzyć na żaglowcu uwięzionym przez 3 lata w lodzie w okolicach bieguna północnego.
A mimo to Simmons zrobił z tego tematu 600-stronnicową książkę.
I chyba to jest właściwy powód. Ciekawość tego jak można napisać tyle tekstu o ludziach, którzy siedzą uwięzieni w bezkresie lodowego więzienia.
W międzyczasie wiedziony tą samą ciekawością dowiedziałem się, że taka wyprawa faktycznie miała miejsce. W 1845 roku sir John Franklin poprowadził na statkach HMS Erebus i HMS Terror ekspedycję mającą na celu odkrycie przejścia północno-zachodniego. Od dawna cywilizacja europejska szukała krótkiej drogi do Indii. To pragnienie popchnęło Kolumba do wyprawy przez ocean ze znanym skutkiem. W XIX wieku admiralicja angielska (i nie tylko) wierzyła w istnienie krótkiej trasy w pobliżu bieguna północnego. Ekspedycja Franklina była jedną z wielu w tym okresie. Została starannie przygotowana: statki zyskały dodatkowe wzmocnienia, centralne ogrzewanie i wspomagający napęd parowy zaadoptowany z kolejnictwa pozwalający płynąć bez żagli z niesamowitą prędkością 7 km/h. Okręty wyposażono w dużą ilość żywności i opału oraz wszelkie możliwe zapasy pozwalające przetrwać w tym nieprzyjaznym środowisku przez 3 lata. Załoga liczyła wg różnych źródeł od 129 do 134 osób.
Nikt nie wrócił...
Przez kolejne ćwierćwiecze zorganizowano kilkadziesiąt wypraw początkowo ratunkowych, potem już tylko poszukiwaczych. Admiralicja wyznaczyła nagrodę w oszołamającej na owe czasy wysokości 20 tys. funtów. Niestety wszystko to z mizernym skutkiem. Z czasem udało się z grubsza ustalić przebieg wypadków. Oba okręty przetrwały zimę 1845/46 przy wyspie Beechey by we wrześniu 1846 roku w pobliżu wyspy Króla Williama utknąć w lodzie na zawsze. W kwietniu 1848 roku po prawie dwóch latach pozostali przy życiu członkowie załogi postanowili porzucić statki i ratować się wędrówką w kierunku terytorium Kanady po lodzie, lądzie lub wodzie. Dziesiątkowały ich warunki atmosferyczne, niedźwiedzie polarne, choroby, kurczące się zapasy żywności, leków i opału.
Simmons na podstawie tych niewielu ustalonych faktów napisał w 2007 roku swoją wersję tego co mogło się tam wydarzyć. I przyznaję, że napisał to świetnie. Właśnie doskonałe przygotowanie merytoryczne autora i forma narracji stanowią o sile tej ksiązki. Historia wciąga, trudno się oderwać od lektury. Nawet zakończenie i krytykowane przez niektórych wplecenie wierzeń Eskimosów i zjawisk nieco nadprzyrodzonych z nich wynikających moim zdaniem jest w tym przypadku wybaczalne.
Zdecydowanie jest to jedna z lepszych ksiązek jakie ostatnio czytałem a jej siłą jest właśnie forma. Żadna ekranizacja nie odda pietyzmu z jakim została napisana. Zdecydowanie warto przeczytać. Szczególnie zimą.

3 komentarze:

  1. Bardzo dobry opis tej wyprawy znalazłem tu: http://www.gothamcafe.pl/dan-simmons/ostatnia-ekspedycja-franklina/

    OdpowiedzUsuń
  2. Na dworze jest tak zimno, że z czytaniem tej książki chyba jednak poczekam na jakieś bardziej sprzyjające warunki atmosferyczne ;)
    Historia faktycznie mrozi krew w żyłach...

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie po przeczytaniu na dworze wcale już nie jest tak zimno. W porównaniu oczywiście.

    OdpowiedzUsuń