sobota, 9 marca 2013

Lektura zbalansowana

Dieta zbalansowana to bardzo modne ostatnio określenie. A mnie się udało trafić na książkę zbalansowaną. No, prawie zbalansowaną. Dwie rzeczy tylko nie trzymają w niej równowagi. Pierwsza to waga - 1060 stron w jednym tomie trochę jednak waży, przez co czyta się niewygodnie (uwaga, wersja na czytnik jest pozbawiona tej wady). Druga, związana częsciowo z pierwszą, to cena - 89 zł, nawet za ponad tysiąc stron to już trochę przesada. Rynek wydawniczy sam sobie w ten sposób podcina gałąź na której siedzi.
Na szczęście zalety tej lektury przeważają nad tymi dwiema wadami. Tu balansu nie ma. I dobrze.
Po kilkunastu stronach nieco przynudnawego wprowadzenia, kiedy już zastnawiałem się czy to ogromne tomiszcze warte jest poświęcenia mu mojego czasu nagle znalazłem się na głębokiej wodzie fabuły. Co ważne wodzie z wartkim nurtem, który prawie wcale nie zwalniał. Historia opisana jest całkowicie współczesna - dzieje się w USA, Kanadzie, Chinach i okolicach oraz w internecie z Facebookiem i T'Rainem (taki odpowiednik World of Warcraft). Prawdopodobieństwo tych wydarzeń jest dobrze zbalansowane. Nieco naciągane, żeby było ciekawiej, ale bez przesady, żeby nie trącić niemożliwością.
Już samo zawiązanie wątków jest intrygujące: pośrednik, który kupuje w imieniu rosyjskiej mafii dane od hakera pada ofiarą wirusa ransomware, czyli takiego, który szyfruje dane użytkownika i za ich odblokowanie żąda okupu. Okup jest niewysoki, poniżej 100$, ale metoda jego przekazania nadzwyczaj ciekawa, bo należy w sieciowej grze MMORPG (Massively multiplayer online role-playing game) T'Rain w określonej lokalizacji zostawić wirtualną walutę, którą potem zabierze sobie autor wirusa. Rzecz w tym, że w tej lokalizacji pojawia się wiele postaci z okupem, więc za nimi jak sępy zbierają się również elementy chcące taki łatwy łup przechwycić. I sytuacja się komplikuje. Potem jeszcze oprócz rosyjskiej mafii przyplątuje się przypadkowo islamski terrorysta i ścigająca go MI6. A jest to dopiero początek.
Postacie nakreślone są zamaszyście, ale bez przekombinowania, żebyśmy nie mieli problemu z rozróżnieniem, kto jest dobry, a kto zły.
Język to chyba najmocniejsza strona tej książki. I tu należą się też brawa tłumaczowi. Pisane wartko i przejrzyście. Czyta się lekko. Czuć, że autor jest człowiekiem wysoce inteligentnym i wie o czym pisze, a jednocześnie nie przytłacza on czytelnika autouwielbieniem swojego słowotwórstwa jak potrafią to robić np. Umberto Eco albo późny Łysiak. A jednocześnie zastosowanie prostego języka wcale nie oznacza, że jest on prostacki. W wielu miejscach łapałem się na myśli: jak fajnie, prosto i przejrzyście przekazane naprawdę głębokie spostrzeżenia i przemyślenia.
Poruszane zagadnienia np. uzbrojenia, ekonomii, zasad działania wirusów ransomware czy organizacji lotów w przestrzeni powietrznej są najpierw przejrzyście i bez dłużyzn wytłumaczone. Autor nie zakłada, że czytelnik zna się na wszystkim. Ksiązka nie jest więc specjalnie trudna dla wyrobionego odbiorcy, ale jednocześnie pozbawiona jest celowych uproszczeń, które mają ułatwić jej odbiór czytelnikowi okazjonalnemu. Równowaga zachowana.
Jest to klasyczny przykład książki określanej przeze mnie mianem "mięsistej" - dużo treści i mało lania wody. Nasyca moja niegasnącą potrzebę lektury. Dlatego też mogę ją polecić z czystym sumieniem, może nie jako arcydzieło warte Nobla, ale jako naprawdę dobrze napisaną książkę. A w dobie grafomaństwa napędzanego marketingiem to powoli staje się rzadkością.

2 komentarze:

  1. No, świetnie, tylko brak tytułu i autora książki. Dzięki tym informacjom łatwiej byłoby tę zbalansowaną lekturę znaleźć...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo trafny komentarz! Sam się dziwię, że tego nie zauważyłem.
    REAMDE - Neala Stephensona.

    OdpowiedzUsuń