Shogun. Obejrzałem i jestem zawiedziony. Na początek plusy:
- ładnie nakręcony
- piękne stroje i scenografia
- ciekawa muzyka Atticusa Rossa - niby nieprzystająca, ale jednak...
- w większości po japońsku (co dziwi, bo Amerykanie mają awersję do nieanglojęzycznych produkcji, ale chyba nie dałoby się pokazać tej kultury z dubbingiem)
Z minusów:
- myślę, że scenarzyści nie zrozumieli powieści. Widać tu fascynację japońskim podejściem do honoru i śmierci, ale nie widać zrozumienia. Książka jest sporo lepsza, przede wszystkim pokazuje coś, czego w serialu się nie dało wyrazić, czyli 6 twarzy i 3 serca Japończyków. Fascynujące są ich zachowania, które mają po kilka podtekstów i nigdy nie znaczą tego co mogłoby się pierwotnie wydawać.
- całkowicie niewidoczny jest geniusz strategiczny Toranagi. Owszem - parę postaci twierdzi w serialu, że jest on wybitny, ale to wszystko. Po samej postaci nie da się tego łatwo ocenić.
- brak chemii między Mariko i Anjinem
- Cosmo Jarvis chyba za bardzo wziął sobie do serca, że Japończycy uważali pilota za barbarzyńcę i generalnie gra cały czas barbarzyńcę, również w naszym postrzeganiu. Zupełnie nie widać jego przemiany w hatamoto.
- konflikt w Radzie Regentów, mimo, że jest jedną z głównych osi fabuły, jest słabo zarysowany.
- całkowicie zniknął główny twist powieści, że Toranaga wielokrotnie deklaruje iż nie interesuje go władza i shogunat.
Podsumowując - wizualnie ładny, ale jak w napisach stwierdzono - jedynie na motywach powieści i to dosyć swobodnie. Cała głębia umknęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz