Już kiedyś pisałem, że coś się z tymi amerykańskimi komediami porobiło dziwnego. Podupadło im poczucie humoru, a w każdym razie bardzo się zeszmaciło.
Obejrzałem dwóch kolejnych przedstawicieli tego gatunku: "Horrible Bosses" i "Change up". Oprócz podobnego humoru w obu w jednej z głownych ról Jason Bateman. Nie powiem, dało się obejrzeć, w paru miejscach nawet mnie nieźle rozbawiło, ale jednocześnie zaskoczony trochę jestem opadaniem humoru na poziomy puszczania bąków, golenia sobie jajek, obsikiwanie się nawzajem, wkładania palców w otwory wydalnicze, itd. Może gdyby te tematy odpuścić byłoby mniej rechocząco w kinie, ale za to tylko śmiesznie. A może ja już mam niewspółczesne poczucie humoru. Dla odreagowania musiałem sobie zapuścić "The party" z Peterem Sellersem - film z 1968 roku, w którym odmienny humor podany był wyśmienicie na zupełnie innych, minimalistycznych wręcz poziomach przekazu. Te czasy odeszły już chyba bezpowrotnie.
Wracając do współczesności: w "Horrible bosses" mamy niezły drugi plan: Jamie Foxx, Jennifer Aniston, Donald Sutherland, Collin Farrell. Przy czym każde z nich zagrało trochę na przekór swemu zwyczajowemu wizerunkowi. I wyszło nieźle.
W "Change up" na tapetę wzięto temat-samograj - zamianę ciał dwóch przeciwstawnych typów życiowych - z jednej strony lekkoducha, aktora filmów lorno (light porno), z drugiej oddanego ojca rodziny, wziętego prawnika. To musiało wypalić. Do tego kilka ładnych kobiet, trochę sprośności i golizny. No i niestety te przyziemne, jakże "dowcipne" wstawki. Jeden ze scenarzystów popełnił wcześniej "The Hangover" ("Kac Vegas").
Dlatego na deser zostawiłem sobie podobne klimaty w "Hangover part II" ("Kac Vegas w Bangkoku" - ależ nawalony musiał być ten mistrz wymyślania polskich kreatywnych tytułów). Bez dwóch zdań wiem jakiego typu humoru mam się spodziewać.
Te wszystkie filmy da się obejrzeć nawet nieźle się przy tym bawiąc, ale z pewnością bez dzieci i po uprzednim lekkim znieczuleniu. Intelekt się nie przemęczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz