czwartek, 16 czerwca 2011

Nadrobiłem kinowe zaległości cz. 1

Kolejno:
1. "Source code" (genialne polskie tłumaczenie: "Kod nieśmiertelności") - pomysł ciekawy, wizualnie nieźle, ale chyba zmarnowali ten potencjał, bo jakoś się nie kleił. Taka sensacyjno-fantastyczna wersja "Dnia Świstaka". Reżyser wcześniej zadebiutował dobrze przyjętym 'Moonem", ale tym razem nie do końca mu wyszło. Na jedno obejrzenie.
2. "Unknown" (genialne polskie tłumaczenie "Tożsamość") - już lepiej. Co prawda dystrybutor (ten od genialnych tłumaczeń tytułów) postanowił koniecznie film promować jako podobny do bardzo udanego "Taken", bo przecież tu też gra Liam Neeson, ale jak się nie zwraca na taką debilną sugestię uwagi to nawet się da obejrzeć. Film jest ekranizacją książki więc za dużo głupot nie mogli popełnić chciaż mnie zadziwiły widowiskowo tryskające wodą plastikowe beczki, w które malowniczo przywalił Volkswagen Tuareg. Wszystko by było ok, gdyby to nie był Berlin w środku zimy. No chyba, że niemiecka woda nie zamarza. Trochę tu widać śladów "Tożsamości Bourne'a", ale poza tym nawet nieźle. No i Diane Kruger, która już wcześniej dałą się poznać w "Bękartach wojny".
3. "Hanna" (no tu dystrybutor nie wiedział co zrobić z tytułem i pozostawił oryginalny, szczególnie, że po polsku to też imię). Cienizna. Historia wydumana o tajnym agencie, który po wymuszonym wypadku samochodowym (rozbito auto marki Polonez), w którym zginęła jego żona, zaszywa się z córeczką pod kołem polarnym, szkoli ją na bezwzględnego zabójcę i wysyła z misją zemsty w świat jakiego nigdy nie zaznała. Dziewczynka ma nazwisko po matce Polce - Hanna Zadek (już sobie wyobrażam to pisanie scenariusza: podajcie jakiś polski wyraz? Dupa! Nie to się nie nadaje na nazwisko. No to weźmy Zadek. Ok, pasuje.). Nawet świetna jak zawsze Cate Blanchett i doskonałe grająca amerykanka z NY o dziwnym imieniu Saoirse Ronan (to ta dziewczynka z "Nostalgii Anioła") nie ratują filmu. Ogólnie raczej męczący.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz